Osobiście nie lubimy kiedy szufladkuje się muzykę. Jeśli określimy jakiś gatunek jako „rock”, to obrażą się i ci, którzy młócą bluesa, funk-rocka i hard rocka i ci z południa USA, grający southern rocka. Wszystko niby to samo – ale nie do końca. Na takiej przekornej równowadze opiera się też definicja kolarstwa górskiego, obecnie wyjątkowo pojemna i mieszcząca w swoich gościnnych ramionach wiele poszczególnych dyscyplin.
Sprawdź również
Z jednej strony mamy bardzo uniwersalne gravele, z drugiej wyspecjalizowane jak wahadłowiec Columbia takie dziedziny jak Freeride czy Downhill. Okazuje się więc, że określenie „zwykły rower górski” nie do końca odzwierciedla faktyczny stan. Jedną z odmian o bardziej ekstremalnej formie jest kolarstwo przełajowe, chociaż tu rower przypomina do złudzenia kolarzówkę. Łatwiej odróżnimy więc inną dyscyplinę – Cross Country, czyli XC.
Cross country – szaleństwo esencjonalne
Generalnie w swoich zasadach XC bardzo przypomina kolarstwo przełajowe. Jest to dyscyplina sportowa (od 1996 roku nawet olimpijska), w której zawodnicy przejeżdżają trasę zbudowaną na planie pętli o określonej długości. O ile w przełajach mamy do czynienia z ograniczeniem czasowym, tutaj chodzi o ilość pętli, które się pokonało. Oczywiście regulamin XC określa też dla każdej z grup limit czasowy, ale jest on większy niż godzina, a trasy są względnie dłuższe niż krótkie, „rakietowe” odcinki przełajówek. Nie zmienia się jedno – od początku do końca trzeba naciskać i walczyć, by znaleźć się na mecie z numerem pierwszym.
Oczywiście cała przyjemność polega na tym, by zawodnicy się solidnie ubrudzili i pokonywali przeszkody terenowe, a kibice mogli ich przy tym obserwować. To zupełnie inne odbieranie ścigania się niż na szosie. Kto widział wyścig kolarski klasy World Tour, wie o czym mówimy. Stawanie w miejscu, gdzie peleton wpadnie z prędkością 40km/h jest podziwianiem rozmytej tęczy zawodników przez czas krótszy niż minuta. W zawodach XC prędkości są mniejsze, ale wysiłek i walka – równie wspaniałe i godne podziwiania, z czego kibice skwapliwie korzystają. W Polsce przy Grand Prix MTB Czesława Langa, ale prawdziwe emocje można przeżyć w Belgii, gdzie Cross-country jest sportem o wymiarze narodowym. Warto wspomnieć, że obecny w zawodowym peletonie Wout Van Aert jest czterokrotnym mistrzem świata w przełajach.
Formalnie XC jest bardzo zbliżone do kolarstwa przełajowego. W wypadku XC mamy do czynienia z trochę innymi zasadami ustawienia stref bufetowych i pit-stopów, w których nie można zmienić roweru jak w wypadku przełaju. Wybór ogumienia jest równie ważny, ale rowery różnią się w niewielkim stopniu tak samo jak różnica występuje pomiędzy rowerem górskim. W zasadzie rowerem XC możemy swobodnie wystartować w zawodach przełajowych.
Rower XC – MTB pełną piersią
Jednoślad Cross Country jest bliskim krewnym przełajówki, niemniej różnice są zauważalne. Przede wszystkim, w oczy rzuca się szerokie ogumienie, szersza kierownica i progresywna rama, umożliwiająca swobodne przenoszenie ciężaru z siodła na kierownicę. Samo siodełko jest wąskie i długie, żeby nie wadziło przy gwałtownych manewrach. Hamulce mamy bardzo podobne – w obu przypadkach równie częste są klasyczne cantilevery jak i tarczówki, które pozwalają na zatrzymanie rowerów w trudnych warunkach terenowych. Powszechne są bloki SPD i przełożenia które dobiera się w zasadzie indywidualnie do zawodnika. Tendencja utrzymuje jedną tarczę z przodu i minimum 10 z tyłu.
Tym co łączy obie dyscypliny jest lekka rama. Rower XC bardzo często będzie sięgał w wykonaniu po karbonowe ramy lub lekkie odmiany aluminium. Co prawda w XC zakłada się, że maszyna musi być lekka, ale dopuszczalne są rowery z pełnym zawieszeniem tak samo jak klasyczne hardtail’e. Rower z pełnym zawieszeniem doskonale sprawdzi się na dłuższych szlakach i ultramaratonach, zwłaszcza jeśli mamy wersję z nieco mniej progresywną, łagodniejszą geometrią ramy. Przełajówka, skupiona na limitowaniu swojej masy pozostanie maszyną obojętną na amortyzację, podczas gdy rower cross country może mieć zawieszenie full-suspension o skoku nawet większym niż przyjęte, „ustawowe” 100mm.
Na wskroś przez wertepy. Sport dla nas?
Jeśli dla nas – to na pewno nie dla mas. XC, tak jak przełaje nie jest jakoś mocno wyspecjalizowane, ale daleko mu do „zwykłej” jazdy rowerem. Poza pracą nóg mamy tu ogromną rolę górnej partii ciała, która często walczy z utrzymaniem roweru i korpusu kolarza w równowadze i tempie. Duża kadencja często oznacza walkę z podjazdami na maksymalnych przełożeniach, a często – wzięcie roweru na ramię i wbiegnięcie pod górę. Wszystko to sprawia, że jest to sport bardzo widowiskowy, chociaż trzeba przyznać, że wypadki są mniej groźne niż w wypadku downhillu czy freeride’u. Zahartowani, twardzi kolarze przełajowi i Cross Country pracują podczas wyścigów całym ciałem.
Co to oznacza dla nas, przeciętniejszych czy też nie mających aspiracji startu w zawodach? Otóż, zarówno przełaj jak i Cross Country doskonale nadają się do wypełnienia zimowo-jesienno-wiosennej luki w treningach. Nie ma nic lepszego niż urozmaicony wypad do lasu w błoto i śnieg i jeśli mamy okazję – warto to robić, choćby dla urozmaicenia zimowych cykli treningowych na trenażerach czy siłowniach. Można i trzeba kibicować zawodnikom. W końcu są częścią wielkiej rodziny rocka, to jest – jazdy na rowerze.