Przed sezonem rowerowym jest gorąco. Zwłaszcza w handlu. Sklepy i hurtownie promują sprzęt, który w naturalny sposób jest przez rowerzystów poszukiwany. Oczywiście takie działanie jest w porządku – w gruncie rzeczy to bardzo dobrze, bo często przeglądając jakąś ofertę łapiemy się na tym, że czegoś do roweru potrzebujemy: opon, dętek, bidonów, siodła, bagażnika czy nowej owijki na kierownicę. W takim wymiarze promocja ma nawet wymiar prewencyjny, bo pomaga w rzetelnym serwisowaniu rowerów przez nas samych. W porządku, piątka, dziękujemy.
Gorzej jest, gdy zaczyna się wiosenny wysyp rowerów tanich, które z markami mają wspólne tylko właściwości techniczne: koła, ramę i kierownicę. I najczęściej trafiamy na nie w supermarkecie, galerii, popularnej sieci sklepów. Kupować? Nie. Kupić – ale mądrze? Tak. Jakich błędów się wystrzegać? Oto nasz krótki poradnik.
Błąd pierwszy – promocyjna cena
To walor, który najczęściej i najszybciej nas kusi. Nasze mózgi przestroiły się w toku wielkomiejskiej ewolucji na lepsze postrzeganie kolorów czerwonego i żółtego, a więc tych, które najczęściej „krzyczą” do nas z reklam. W naturze to kolory ostrzegawcze – wystarczy spojrzeć na owady. W wypadku zakupów działają wręcz odwrotnie – przyciągają najpierw wzrok, a potem nas samych. Trafiamy na okazję.
Nieważne, że rower jest poza wszelką konkurencją jeśli chodzi o jakość siodła, pedałów, zastosowanego osprzętu, jakości wykonania. Ważne, że tani. Kupujemy go nawet wtedy, gdy jest dla nas ewidentnie za duży lub za mały – w marketach bardzo rzadko można dostać kilka rozmiarów jednego typu, zazwyczaj są to dwa lub trzy najpopularniejsze. I teraz niespodzianka – taki rower nie jest wcale tańszy od markowego, zwyczajnego roweru kupionego za pośrednictwem profesjonalistów obecnych w formie sklepu rowerowego czy serwisu internetowego. Dlaczego?
W markecie zarabia kolejno producent, importer, monter, menadżer, regionalny, sprzedawca, serwisant. W sklepie internetowym czy też profesjonalnym sklepie ten łańcuch jest znacząco krótszy. Efekt? Zamów na dobrze ocenianej stronie rower, nawet tani – np. „Rambler” Rometu – a nie wyniesie Cię w ogóle drożej od tego który wpycha Ci promocja.
Błąd drugi – rower niepotrzebny
Nie kupuj MTB, jeśli Twoim przeznaczeniem i miłością jest szosa czy turystyka, bo będzie to jednoślad który więcej przestoi niż pojeździ. Jeśli stać Cię na kolejny rower, który ma urozmaicić Ci na przykład okres jesienno – zimowo – wczesnowiosenny: OK, masz prawo. Ale jeśli trafiłeś na okazję, i kupujesz po prostu bo jest, to błąd. Generujesz koszty, ryzykujesz inny osprzęt. Robisz to świadomie? W porządku. Robisz to, bo… no właśnie: to błąd.
Błąd trzeci – rozmiar ramy
Bardzo niedoceniany element. Często jest tak, że kupujemy rower dla siebie, który nam się podoba, ale którego nie ma w naszym rozmiarze. Efekt jest taki, że myślimy „no dobra, jakoś to będzie” i kupujemy maszynę, która będzie dla nas za mała lub za duża, bo nie chcemy czekać aż sklep sprowadzi właściwy rozmiar. Wskutek tego kompletnie stracimy radość z jazdy i możemy nabawić się kontuzji. Rozwiązanie? Serwisy w sieci: mają najczęściej ogromny asortyment nieograniczony wymiarami sklepu bądź są na tyle rzutkie i sprawne, że sprowadzenie, złożenie i wysłanie Ci roweru zgodnego z Twoją specyfikacją jest dla nich łatwe. Sprawdź je.
Błąd czwarty – autorytety
Klasyczny bon-mot mówi: nie wierz w autorytety, bo zawsze są inne autorytety. Jeśli ktoś radzi Ci kupno takiego, a nie innego roweru. Pamiętaj, że pasuje on przede wszystkim tej osobie, która często nie ma obiektywnego stosunku do tego sprzętu. Znajdź więc osobę, która przede wszystkim kocha jeździć rowerem, a dopiero potem (na dobrą sprawę – albo w ogóle) jest purystą sprzętowym, który dba o prawidłowe naświetlenie logotypów firmowych na swoim jednośladzie. Unikaj tego. Niech ten zakup podpowiada Ci ktoś, kogo będzie cieszyć kolejny rowerzysta, a nie martwić kolejny rower.
W takim wypadku – gdy znajdziesz osobę numer 1 – podrzuci Ci przede wszystkim praktyczne pytania: jak Ci się siedzi? Jaką mamy regulację położenia siodła i kierownicy? Czy możemy tu założyć bagażnik, jeśli byś chciał? Czy to jest Twój rozmiar ramy? To sprawia, że czujesz się poważnie traktowany. Chyba że wolisz pytania typu: co to za przerzutki? Dlaczego nie ma SPD? Nie jest z karbonu?
Błąd piąty – drożej nie znaczy lepiej
Nie będziesz – i mówimy to serio – lepszym rowerzystą na rowerze, którego podstawowym determinantem uczyni się cenę, za jaką został kupiony. Zwróć uwagę na to, czy markowy osprzęt założony na Twój rower jest sprawny i świeży. Wymienisz go sobie po sezonie na droższy lub inny w podobnej cenie, jeśli tylko zechcesz – to naprawdę nie problem zmienić dziś koła, siodło, stery, widelce, opony, kierownice czy mostki. Po to jest ten ogrom części, by się móc dopasować.
Cena często jest fundamentem naszej oceny sytuacji. Dlatego nie ma tu żadnego wstydu – na część rowerów nas stać, na część nie. Koncentrujmy się jednak przede wszystkim na tym, jak stać się lepszym rowerzystą i co nam do tego potrzebne. Lepsze siodło pozwoli na komfort. Bloki zamiast pedałów – lepsza ergonomia. I tak dalej – zwróć uwagę, że dochodzić do tego możesz stopniowo, a więc – eureka! – również Twój portfel stopniowo będzie pociągany do odpowiedzialności finansowej. To znacznie lepsze niż kupno roweru typu „sztos”, by okazało się po miesiącu jazdy, że musimy zmienić dwa czy trzy komponenty za większe pieniądze.
Błąd elementem nauki
Nie bój się błędów. Nikt z nas nie jest od nich wolny. Aby ich unikać, wsiadaj na rowery, które masz kupić. Wsiadaj, pasuj się, próbuj, zwracaj uwagę na elastyczność ustawień i ich zakres, dbaj o mądry dobór ramy – a będzie dobrze, nawet z tańszym osprzętem na początek. Bądź odważny – ale rozsądny. Rowerem bowiem kierujesz rozsądkiem, ale jeździsz – sercem. W drogę!